Proza
kobiecych marzeń
Tekst w poprawionej wersji ukazał się w czasopiśmie „Biuletyn Informacyjny Biblioteki Narodowej” 2005, nr 173.
Kiedy po roku 1989 pojawiły się pogardliwe określenia „ludlumy”
i „harlekiny[1]”,
stanowiące wyraz zawodu i histerii środowisk
intelektualnych kształtem, jaki przybierały preferencje
czytelnicze w wolnej Polsce, mało kto spodziewał się
zapewne, jak szybko nastąpi pogodzenie się z tym stanem
rzeczy. Dziś sytuacja się odwróciła i nawet studentom
filologii polskiej trzeba długo i wyraźnie tłumaczyć,
że liczba sprzedanych egzemplarzy książki nie powinna
zamykać dyskusji nad książką (skoro się sprzedaje się,
to jest dobra), a wprost przeciwnie – pytanie o
specyficzne reguły funkcjonowania i z n a c z e n i a powieści popularnych jest szczególnym wyzwaniem dla badaczy
literatury. W polskim literaturoznawstwie ten obszar badań
nadal pozostaje rozpoznany w stopniu nieadekwatnym do
skali zjawiska, jakim jest, także krajowa, literatura
popularna.
Oczywiście już w 1973 r. Czesław Hernas opublikował „Potrzeby i
metody badania literatury brukowej”[2],
przez długie lata jego propozycje nie miały
dostatecznego rezonansu i dopiero realia rynku książki
po 1989 r. zmusiły badaczy do podjęcia w bardziej
systematyczny sposób tych zagadnień. W 1997 r. wydano
solidny „Słownik literatury popularnej” pod redakcją
Tadeusza Żabskiego, co wraz z periodycznie ukazującą się
„Literaturą i Kulturą Popularną” oraz innymi
jeszcze pokrewnymi publikacjami stanowi dobrą podstawę
rozwijania wiedzy o popularnej literaturze w Polsce.
W ten nurt badań wpisuje się Ewelina Szyszkowska swoją książką
„Odmiany uczuć. Popularny romans kieszonkowy w Polsce
1990–2000”. Wpisuje się zresztą w sposób bardzo
konsekwentny.
„Chodzi przede wszystkim o to – pisze autorka – aby zerwać z porównaniami
literatury popularnej z wysokoartystyczną według kryteriów
stosowanych do oceny tej ostatniej, ponieważ z zasady
prowadzi to do ocen dyskredytujących tę pierwszą, a co
gorsza – zamyka dyskusję na jej temat, pozostawiając
nas bez odpowiedzi na pytanie, dlaczego literatura
popularna jest tak chętnie czytana.” (str. 13)
Celem konkretnym, jaki postawiła sobie autorka, było opisanie dwóch
najpopularniejszych serii książek masowo kupowanych w
latach 90. – romansów z serii „Harlequin–Romance”
wydawnictwa Arlekin (na przykładzie rocznika 1996) oraz
„Sagi o Ludziach Lodu” [dalej – „SoLL”]
autorstwa Margit Sandemo, publikowanych przez wydawnictwo
Pol–Nordica. By tego dokonać, Szyszkowska odwołuje się
do jednej z ciekawszych koncepcji badań nad masowo czytaną
literaturą, sformułowaną przez Umberto Eco w mało
znanej a doskonałej książce „Superman w literaturze
masowej”. Jej włoski autor formułuje prostą, a
przecież trafną uwagę, że różnicę między powieścią
artystyczną a popularną da się sprowadzić do następującego
stwierdzenia: pierwsza zawiera „problem”, z którym
musi zmierzyć się czytelnik, druga zaś niesie
„pocieszenie”, dzięki któremu masowy odbiorca czuje
kompensacyjną radość z lektury.
Oczywiście rozróżnienie takie byłoby niewystarczające, gdyby nie
wskazanie, sformułowane przez Eco, by literaturę
popularną opisywać z potrójnej perspektywy. Pierwszą
stanowi przemysł wydawniczy, gdyż strategie wydawnicze są
jednoznacznie wpisane w masowe wymagania odbiorców,
dotyczące także ceny, okładki a nawet rozmiaru książki.
Drugą perspektywę otwierają techniki narracyjne, które
przez uproszony obraz świata, schematycznych bohaterów
oraz przewidywalną fabułę prowadzą czytelnika do
upragnionego finału. Powiązana z tym jest trzecia
perspektywa: zawarta w powieści popularnej „ideologii
pocieszenia” – jak nazywa ją Eco – opiera się na
utwierdzaniu czytelnika w przekonaniu o nieuchronności
zwycięstwa dobra nad złem, ale także na wskazywaniu
dobrych i złych w zgodzie z potocznymi wyobrażeniami na
ten temat. Problem w tym – jak mówi Eco w „Supermanie
w literaturze masowej” – że w powieściach tego
rodzaju rozwiązanie problemów zawsze przychodzi z zewnątrz,
np. w postaci jakiegoś „supermana” lub szczęśliwego
zbiegu okoliczności, i nie jest efektem dojrzewania
bohaterów.
Szyszkowska słusznie kładzie nacisk na ową „ideologię
pocieszenia”, gdyż zdaje sobie sprawę z tego, jak
ogromne ma to znaczenie nie tylko dla odbiorcy
wirtualnego, ale i rzeczywistego. Ze sprawnie
przygotowanymi narzędziami – i bez zwykłych w tym
wypadku uprzedzeń – autorka „Odmian uczuć” przystępuje
do bardzo drobiazgowych i wieloaspektowych opisów i
analiz „harlekinów” i „SoLL”.
Precyzyjnie ukazuje, jak powstawał rynkowy sukces tych dwóch serii,
jak w latach 1995-1996 następuje kryzys, który prowadzi
do ustalenia się trwałej pozycji najpopularniejszych
powieści popularnych na polskim rynku wydawniczym. Warto
wiedzieć, ze od 1996 roku ta pozycja nie zmienia się, a
„harlekiny” stanowią 40 % (!) rynku literatury pięknej
w Polsce.
Dla bywalców księgarń i bibliotek może to być
zaskoczeniem, ale przecież to właśnie dystrybucja przez
sieć kiosków sprawia, że serie powieści popularnych
utrzymują swą cichą dominację.
Kto zatem czyta „harlekiny” czy „SoLL”?
Otóż na podstawie badań, na które powołuje się autorka, można
powiedzieć, że projektowanych czytelnikiem jest kobieta
„[…] w wieku od 20 do 50 lat, z wykształceniem średnim
lub zawodowym, o średnich dochodach, [która] mieszka w
małym lub średnim mieście” (str. 55). I choć nie oznacza to, że książki tego typu są czytane
tylko przez takiego odbiorcę, to jednorodność
projektowanego czytelnika jest szokująca. Antonina Kłoskowska
użyła w „Kulturze masowej” pojęcia
„homogenizacji” na określenie ujednolicenia, jakiemu
poddawane są wszystkie produktu życia, także na
poziomie założonego odbiorcy. W „Odmianach uczuć”
ta homogenizacja jest widoczna jak na dłoni.
Ujednolicenie pojawia się już na poziomie form narracji,
gdzie czytelność tekstu stanowi warunek podstawowy. Założenie
prostoty, jasności, zrozumiałości sprawia, że w książkach
tego typu można wskazać przewagę zdań prostych nad złożonymi,
typową proporcję między dialogiem a partiami
narracyjnymi (autorzy szczególnie chętnie nadużywają
dialogu). Autorka ukazuje, jak tworzy się sztuczne napięcie
narracyjne; w „harlekinach” na przykład budowane jest
ono na zasadzie pseudokonflików między parą głównych
bohaterów, którzy z nieodwołalnością niemal z
greckiej tragedii dążą do… szczęścia, czyli małżeństwa.
Te układy fabularne są realizowane w powieściach
popularnych z żelazną konsekwencją i nie ma mowy o
jakichkolwiek niespodziankach. Dlaczego? Dlatego, że
tylko pod tym warunkiem spełniona może zostać
pocieszycielska funkcja opowieści.
Szyszkowska wyróżnia 9 układów, które wprawiają w ruch powieściową
maszynerię (m.in. błąd młodości, problemy małżeńskie,
wypadek). Najistotniejsze jednak jest tu niewielka ich ilość
– setki tytułów co roku fabrykuje się z niewielkiej
liczby narracyjnych prefabrykatów.
Ukazanie tego ubóstwa pisarskiego jest doskonałą wskazówką
specyfiki powieści popularnej. Drobiazgowy opis procesu
produkcyjnego literatury masowej jest największą wartością
książki Eweliny Szyszkowskiej, której dokonuje w dwóch
pierwszych jej rozdziałach. Dodatkowo autorka pokusiła
się o ukazanie w rozdziale trzecim („Kobieta-małżeństwo-rodzina”)
wzorów osobowych prezentowanych w dwóch omawianych
seriach popularnych. W rozdziale czwartym („Świat
przedstawiony”) wskazała na podstawowe cechy tegoż, a
w piątym („Wartości i tradycje”) dokonała opisu
aksjologii, która rządzi poczynaniami bohaterów. Te
rozdziały, choć pozostawiają poczucie niedosytu w
warstwie interpretacyjnej, należą do najciekawszych w
książce, pokazują bowiem jak bardzo konsekwentne i
dydaktyczne pozostają już od wieków powieści
popularne.
Centralne miejsce w „harlekinach” i w „SoLL” zajmują wizerunki
kobiet, które kreowane są w zaskakująco stereotypowy i
jednorodny sposób. Ciekawe że niezależnie od statusu
społecznego, różnic osobowościowych, pozycji zawodowej
czy pochodzenia ostatecznie kobiety określane są przez
bardzo skromne ilościowo cechy takie, jak uczuciowość i
niewinność, a ich przeznaczeniem jest spełnienie się
jedynie jako żona i matka. W finale, który przecież
zawsze jest happy endem, kobiety rezygnują ze swoich planów
i ambicji, by skazać się na wymarzony los małżonki.
Ten paradoks ciekawie opisał cytowany przez Szyszkowską T. Modelski: „Bohaterka może odnaleźć szczęście
w wyniku złożonego procesu samozaprzeczenia, wyparcia się
swoich agresywnych instynktów, poświecenia swojej dumy i
– niemalże – swojego życia” (str. 90). Postać
kobieca staje się w ten sposób bierną, skazaną na męskie
wsparcie i mogącą realizować swe najgłębsze
pragnienia jedynie w męskich ramionach. Nawet w pozornie
zupełnie odmiennych kreacjach bohaterek „SoLL” kobiety realizują się głównie w walce o uczucie
oraz w sferze irracjonalnej – wróżb, magii,
znachorstwa.
Podobnie ma się sprawa z kreacją świata przedstawionego, który
zawsze ma charakter odrealniony. Jak pisze Szyszkowska:
„[…] świat w harlequinach przypomina niebo na ziemi,
natomiast bohaterów „Sagi o Ludziach Lodu” od piekła
dzieli tylko krok” (str. 106). Także wartości są w
obu seriach prezentowane w równie uproszczony sposób –
w harlekinach mamy do czynienia z mieszczańskim etosem,
którego podwaliny tak jasno scharakteryzował już
Beniamin Franklin (praca, profesjonalizm, uczciwość, użyteczność,
praktyczność, poleganie na sobie). W „SoLL” punktem
odniesienia jest baśniowa wizja świata, częściowo
adaptowana z tradycji skandynawskich.
Można zadać sobie pytanie, co jest efektem kreacji świata i
zaludniających go postaci?
Po pierwsze należy powiedzieć, że mimo drobnych różnic między
seriami, obie tworzą „świat bez luk”, typowy dla myślenia
magicznego, irracjonalnego. Świat powieści popularnych
pozbawiony jest paradoksów, sprzeczności,
niespodziewanych wydarzeń. To dodatkowo podbudowuje
„ideologię pocieszenia”, która stanowi podstawę
psychologicznego oddziaływania romansu popularnego.
W wypadku polskiego czytelnika mamy do czynienia jednak także z
dodatkowymi kontekstami lektury. „Harlekiny” ukazują
polskiemu odbiorcy świat, który jawi mu się jako baśniowy,
bo to, co dla przeciętnego zachodniego odbiorcy stanowi
normę ekonomiczną (jest neutralne), dla polskiego musi
stanowić obraz pragnień. Natomiast „SoLL” wprowadza
nie tylko element egzotyki skandynawskiej, ale odwołuje
się do potocznych wyobrażeń świata, które znajduje
swoje źródło także w rozbudowanych wątkach magicznych
w prasie kobiecej, a nawet w poszczególnych tytułach,
takich jak „Wróżka” czy „Gwiazdy”.
Po drugie wydaje się, że
popularność omawianych serii stanowi wyraźne świadectwo
trudności w zachowaniu spójności wyobrażeń społecznych,
wynikające z sytuacji transformacji społecznej, w
trakcie której zmieniają się nie tylko tradycyjne wartości,
ale także role społeczne przypisywane płciom. Z
zainteresowania czytelniczego wynika wyraźne pragnienie,
by te wartości w nowej, atrakcyjnej i adekwatnej do współczesnej
sytuacji formie odnaleźć. Bohaterki „harlekinów”,
które realizują się w świecie wyidealizowanego
kapitalizmu, mogą stać się wzorcami osobowymi dla społeczności
starającej się przystosować do nowych warunków właśnie
dlatego, że realizują się one w bardzo tradycyjnym
modelu życia.
Pytania wyżej postawione i odpowiedzi na nie udzielone wykraczają
poza przedstawione przez Szyszkowską analizy, autorka nie
idzie tak daleko w swych interpretacjach, wydaje się, że
właśnie tych kilku oczywistych wniosków zabrakło.
Praca autorki spełnia jednak bardzo ważną rolę,
wskazuje, że bez rozpoznania typologicznego tej
literatury, nie sposób sobie poradzić z kłopotami, które
mają dzisiejsi recenzenci, bezradni wobec fenomenu
popularności wielu pisarzy współczesnych, bezradni także
wobec jakości tych powieści. Bez rozwijania refleksji
nad specyfiką powieści popularnej mogą oni jedynie
powtarzać jak mantrę liczby dotyczące sprzedanych
egzemplarzy jako ostateczny powód do wartościowania
poszczególnych powieści, zapominając o tym, że powieść
popularną można oceniać – wedle specyficznych dla
niej kryteriów.
Udowodniła to także Ewelina Szyszkowska, która wobec „harlekinów”
i „SoLL” nie musiała bezradnie rozkładać rąk.
Marcin
Wieczorek
Ewelina Maria Szyszkowska, Odmiany
uczuć. Popularny romans kieszonkowy w Polsce 1990-2000,
seria Z badań nad
czytelnictwem 27, Instytut Książki i Czytelnictwa,
Biblioteka Narodowa, Warszawa 2003, str.154.
|